Tytuł posta mnie troszkę zmylił, bo myślałem, że chodziło o paciaka w trakcie zakupu motocykla...
No powiem, że tekst zmusza do myślenia. Zgadzam się w większości tych stwierdzeń...i sam zawsze staram się doradzać w podobny sposób, aby zaczynać od czegoś mniejszego - bo jak wiadomo w miarę jedzenia apetyt rośnie...dużo fajniejsze jest zmienianie sprzęta na coraz mocniejszy - oczywiście w miarę możliwości i w granicach rozsądku...
Byłem kiedyś świadkiem zdarzenia związanego z tym tematem... Kolesiowi tata kupił Bandita 600...wcześniej 2 lata jeździł czasami na kiblu... Spotkaliśmy gościa w miejscowości wypoczynkowej nad jeziorem - częsty cel "chcących się pokazać"... Ja tam bywam zawsze na początek i koniec sezonu...okazało się, że jeden z kolegów zna go ze szkoły i umówiliśmy się, że wracamy razem (40km)... Już na parkingu koleś nie radził sobie w manewrach...powiedział, że moto ma od 2 dni... no to specjalnie mu kazałem, żeby jechał za mną... Fajna dróżka w lesie...jedziemy spokojnie...wyjeżdżamy z lasu i kilka lepszych winklów...2 kolegów z przodu odkręca mocniej manetkę...ja jadę 80 i próbuję trzymać kolesia za mną...niestety...widząc, że tamci się oddalają zaczął mnie wyprzedzać...i za 200metrów nie wyrabia winkla i leci w rów...wszystko dokłądnie widziałem na własne oczy...zatrzymaliśmy się - koleś leży i coś tam buczy...sprzęt potrzaskany...aż zerwało lagi w zawieszeniu...okazało się, że koleś ma w kostce nogę złamaną i jest cały poobijany...strój miał, oprócz butów właśnie (jechał w adidasach) gdyby miał dobre buty pewnie i kostka byłaby cała... takie widoki uczą...
|