Plan wakacji 2015 był zmieniany częściej niż pieluchy u małego bobasa… Pierw było ambitnie – Włochy, Francja, Hiszpania, Gibraltar, Portugalia. Nakręciła mnie na ten wyjazd relacja, którą sporządził Morales na forum www.fj-fjr.com Jednak życie jak to życie – szybko przekreśliło plan, gdy okazało się, że sporo oszczędności trzeba wpakować w auto. Oczywiście auto rzecz nabyta i nie mogła przekreślić wyczekiwanych od roku wakacji J
Padło na skrócenie trasy i zmianie kierunku – Rumunia, Bułgaria, Grecja, Albania, Czarnogóra i Chorwacja. Jednak i tutaj plan uległ zmianie ze względu na zbyt mało czasu na wyjazd. Otrzymałem cenne rady, że w ciągu 10 dni ciężko będzie pogodzić wypoczynek i zrobienie ponad 5000km.
Finalnie stanęło na Chorwacji, Czarnogórze, Albanii.
Dzień pierwszy, piątek 4 września:
Wyjazd zaplanowano na dzień 4 września (piątek). Tak się złożyło, że obydwoje z Anią musieliśmy jeszcze pójść do pracy.
W pierwszy dzień był priorytet, aby dotrzeć do Ziębic, gdzie mieszka Osa.
Wyruszyliśmy z Wrześni o 18. Dobra rozgrzewka jak na początek – jedyne 280km zajechaliśmy chwilę po 21 – opóźnił nas niespodziewany deszcz na A8 oraz na ostatnich kilometrach mgła.
Zostaliśmy elegancko ugoszczeni, gdzie po wypiciu piwka przy rozmowach i wybiciu północy czas położyliśmy się spać.
Chciałoby się posiedzieć dłużej, ale pobudka zaplanowana na 4:40 więc chcieć, nie chcieć czas się kłaść.
Dzień drugi, sobota 5 września:
Pobudka zgodnie z planem o 4:40. Nawet chce się wstać Na dworze jeszcze ciemno. Mieliśmy ogarnąć się w ciągu 20 min co się jednak nie udało i o 5:30 siedzimy na gracie gotowi do trasy. Niestety po podpięciu telefono-nawigacji do gniazda USB okazało się, że nie ładuje – prawdopodobnie musiał strzelić bezpiecznik. Na szczęście przezorny zawsze ubezpieczony i wyciągam z kuferka Powerbank
Troszkę chłodno z rana. Ostatnie tankowanie w Polsce, w miejscowości Boboszów i przekraczamy granicę.
Kawałek przed Zabrehem w Czechach spotykamy Syrenkę na poboczu. Okazało się, że małżeństwo wraca z Bałkan i padło im ładowanie… chcieliśmy pomóc, jednak nie mieliśmy jak. Kierownik Syrenki zadowolony, że w końcu chociaż ktoś się zainteresował, bo wcześniej nikt na nich nawet uwagi nie zwrócił, a stali tam już od kilku godzin.
Przez Czechy droga szybko i przyjemnie zleciała. Zaraz przy granicy z Austrią krótki postój celem zakupu winiety i lecimy dalej
Wiedeń mijamy bez korków, niebo zachmurzone, ale bez deszczu… niestety nie na długo ten stan się utrzymał – z 20km za Wiedniem zaczyna lekko kropić…wg Ani to ma trwać chwilę…niestety pada coraz bardziej, więc zjeżdżamy, aby założyć przeciwdeszczówki.
5 min przerwy i jedziemy dalej. Niestety pada coraz bardziej i tak mijają nam kilometry. Przed Grazem, w miejscowości Ilz skręcamy na Feldbach i kierujemy się do Bad Rackersburg na Słoweńską granicę – do miejscowości Ormoz.
Nazywam się Pawłowski i w końcu odnalazłem swój potok
Cały czas oczywiście w deszczu… Taka sama pogoda wita nas też w Chorwacji. Kawałek za Varazdinem jednak przestaje rzucać żabami z nieba. Ta radość sprawia, że nawet nie zauważyłem, jak śmigamy po autostradzie ponad 200km/h akurat w naszą stronę był prawie zerowy ruch, natomiast na przeciwnej nitce korek do bramek długości prawie 5km… współczuję im… mijając Karlovac niestety znów zaczyna lać, tym razem naprawdę konkretnie. Temperatura spada do 10stopni… przez chwilę nawet grat pada… auta zwalniają znacznie, ale FJR mknie dzielnie
Szybkie tankowanie i stwierdzamy, że nie jedziemy do Zadaru, tylko odbijamy na Senji i tam szukamy noclegu.
Po zjechaniu z autostrady przestaje padać, a po kolejnych kilku kilometrach przebija się słońce
zjeżdżając w dół czujemy ciepły powiew adriatyckiego powietrza. Jadąc Magistralą Adriatycką zatrzymujemy się w Sv Juraj i w ciągu 3 minut udaje się znaleźć SOBE.
Zaklepujemy nocleg na 2 dni, przebieramy się i ruszamy w plener
Za nami 900km
Offline
Dzień trzeci, niedziela 6 września:
Dziś błogie lenistwo
Na niebie ani jednej chmury, jednak wieje, mimo to jest z 26 stopni ciepła
po śniadanku wyruszamy gratem na małą wycieczkę krajoznawczą w kierunku Senj.
Obowiązkowo w kuferku lądują kąpielówki a po jakimś czasie ja ląduję w czyściutkiej i cieplutkiej wodzie
pełen relaks prawie do samego wieczora. Żona po tych deszczach zakatrzyła się troszkę.
Dzień czwarty, poniedziałek 7 września:
Rano śniadanko, mały spacerek i o 10 zbieramy się w trasę
plan na dziś – Makarska. Pogoda bajeczka. Z początku tylko delikatnie wieje. Później już sama przyjemność
minimalny ruch, podnóżki szorują o asfalt, winkle i widoki nieziemskie… dla takich chwil chce się żyć i czekać cały rok… Niestety mimo niedużego ruchu 3x na mnie polują. Kamper zajechał podczas wyprzedzania, później BMW i Golf wszystko udało się nawet nagrać oczywiście u mnie zero złości z tego powodu – widoki w koło działają tak kojąco na moje nerwy. Przed Zadarem przypadkowo wbiłem na autostradę – była okazja troszkę przepalić maszynę po tym wcześniejszym wachlowaniu biegami. Wracam na Magistralę w miejscowości Sukosan i tak sobie śmigamy pełni humoru do samej Makarskiej.
Po dojechaniu na miejsce w ciągu kilku minut znajdujemy Apartman i zaklepujemy sobie 3 dni.
Ania coraz mocniej zakatarzona… Dziś 360km
Offline
Super wyjazd, czekamy na resztę. Miał być też filmik?
Widzę, że warto wybrać się na Bałkany we wrześniu - temperatury mniejsze a i tak słonecznie. Pewnie turystów też mniej.
Offline
Zdecydowanie polecam wrzesień - bardziej Polkie temperatury za dnia 28-30, nocą 22.
Oczywiście mniejszy ruch turystyczny no i najważniejsze - ceny niskie. Bardzo konkurencyjne w porównaniu z Bałtykiem
filmik będzie na sam koniec już jest na Jutubie, jak komuś zależy to poszuka ale trwa godzinę szykuje telegraficzny skrót
Offline
A że tak spytam - jaką macie kamerkę? Film wygląda nie najgorzej...
Offline
Dzień piąty, wtorek 8 września:
Po mistrzowskim śniadanku na tarasie, przy pięknej pogodzie siadamy na grata i jedziemy za Makarską.
Lądujemy na ciekawej plaży w Tucepi – tu pełen relaksik, kąpiele…
Po kilku godzinach wygłupów w wodzie wracamy do Makarskiej, jemy obiad i spacerujemy. Wszędzie mnóstwo Polaków dosłownie na każdym kroku…
Nadpływający do portu statek wycieczkowy z muzyką rozkręconą na cały regulator pobudził wszystkich do tańca piosenką „Ruda tańczy jak szalona”… ciekawy widok jak wszyscy – i na statku i w porcie podnoszą ręce do góry i się bawią, a od gór odbija się muzyka No i własnie spoglądając na te góry wpadłem na pomysł, żeby wjechać na Biokovo.
Chwilę po 18 jesteśmy gotowi – chcemy wjechać na zachód słońca. Po zapłaceniu w kasie 50kun od głowy jedziemy… niby 23 km, a odźwierny infomuje, że pojedziemy godzinę… dziwne to dla mnie, ale okazuje się, że miał niestety racę… wjeżdżamy akurat jak słońce zachodzi za wyspę Brac.
Niestety od razu robi się ciemno i w tych zupełnych ciemnościach jedziemy sami w dół. Mimo, że mamy kurki to jest nam zimno – podpinki zostały na dole, a na wysokości 1792mnpm jest tylko 10 stopni… Ten pomysł był niestety „gwoździem do trumy u Ani” jak zjeżdżaliśmy to zatkały jej się uszy, wieczorem dostała gorączki i czuła się podle…
Offline
Borknagar napisał:
A że tak spytam - jaką macie kamerkę? Film wygląda nie najgorzej...
większość była nagrywana aparatem fotograficznym Canon PowerShot D30 na selfikijku bardzo praktycznie się wtedy obsługuje
Część nagrałem zamontowaną na kierownicy lub na kasku kamerką Maptaq splash HD
Offline
O kurczę, zwrot akcji na koniec
Offline
Pałaszku zdjecia świetne tylko niestety u mnie wywaliło drugą połowę. możesz to sprawdzić.
Offline
Poprawiłem foty - dajcie znać, czy je widzicie za chwilę dalsza część opowieści. Nie zanudziłem Was jeszcze??
Offline
Dzień szósty, środa 9 września:
Od rana poszukiwania apteki celem zakupienia jakiś ichnich gripeksów itp. na szczęście znaleziona szybko i odpowiednie medykamenty zostały zaaplikowane w porę.
Stwierdzamy, że wczorajszy nocny wjazd na Biokovo nie usatysfakcjonował nas, bo tak naprawdę niewiele widzieliśmy i chwilę później ruszamy ponownie na podbój góry Sv Jure Pan na bramce wpuszcza nas tym razem za free. Za dnia o wiele lepsze widoki, jest też o wiele cieplej, niż po zachodzie słońca
Po powrocie obiadek i reszta dnia na totalnej labie.
Ania znów ma wieczorem gorączkę i czuje się strasznie. Pytam się, czy jutro jedziemy dalej, czy wracamy do domu…
Offline
Dzień siódmy, czwartek 10 września:
Rano Ania jest bardzo kiepska.
Nawet śniadanie jemy nie na tarasie, tylko wewnątrz. Pytam się, jaka decyzja, co robimy, czy wracamy do domu, czy jest w stanie jechać dalej. Odpowiada, że nie po to cały rok czekaliśmy na ten wypad, żeby teraz wracać po kilku dniach… więc jedziemy dalej. Biję się z myślami, czy to odpowiedzialne… No więc ruszamy w kierunku Dubrownika.
Niebo zachmurzone, ale ciepło i nie pada – można powiedzieć, że idealna pogoda na jazdę.
Jedzie się świetnie, kilometry znikają i docieramy do Dubrownika.
Przebijamy się w korkach, chwila na zwiedzanie i po 2 godzinach lecimy dalej w kierunku Czarnogóry.
U nas wożą dzieci w wózkach, a tam także trafiają się pieski:
Lekko kropi – tak lekko, jakby ksiądz na kolędzie kropidłem zapodał Przejazd przez granicę szybki i bezproblemowy kierujemy się na zatokę Kotorską – rezygnujemy z promu i z przyjemnością objeżdżamy ją dookoła z wielkim uśmiechem na twarzy
Mijamy Budvę i lecimy dalej w kierunku Petrovac.
Pojęcie jakie miałem o Czarnogórze przechodzi moje najśmielsze oczekiwania – wielki przepych, co jeden Hotel wyższy i bardziej odpicowany od drugiego. Pełen podziw. Chmury zebrały się tęgie, ale nie pada. Na zegarze już po 17 – stwierdzam, że szukamy jakiegoś noclegu. Zjeżdżamy do miejscowości Rafailovici (przed Sv Stefan) zjechałem w ślepą i muszę nawrócić – niestety nie zauważyłem słupka i jeden z kufrów ociera o niego zdrapując farbę ehh no cóż – pamiątka z podróży. Nocleg znajdujemy chwilę później. Podczas rozpakowywania rozpadało się konkretnie, ale na szczęście na chwilę. Po krótkiej aklimatyzacji wyruszamy na spacerek
Czarnogóra to zupełne przeciwieństwo Chorwacji – inne zabudowania, sporo piaszczystych plaż, wszędzie przepych. Morze było dość niespokojne, żałuję, że nie wskoczyłem w te fale…
Offline