No i ja z takim przekonaniem tam jechałem. Albania kojarzyła mi się ze słowami: bieda, brak dróg, bunkry i mercedesy. A to zwykły stereotyp. Dla mnie jest o niebo lepsza od Grecji kontynentalnej. Fakt, że jeszcze mają sporo do zrobienia, ale ten stan, który jest aktualnie w zupełności wystarczy, aby cieszyć się tanimi i przyjemnymi wakacjami.
My z pewnością na pewno tam wrócimy.
Offline
Poniedziałek, 12 września, DZIEŃ DZIESIĄTY
Co mieliśmy zobaczyć w Durres – zobaczyliśmy. Dziś startujemy do Czarnogóry. Poranek pochmurny – pozostałości po wczorajszym deszczu. Udajemy się na śniadanko, a potem na mały spacer brzegiem morza.
Zaczyna się coraz bardziej przejaśniać. Jest bardzo ciepło. Idąc wzdłuż plaży spotykamy pomiędzy hotelami dwa bunkry. Jeden z nich wyposażony w satelitę. Takie luksusy
Gdy się spakowaliśmy postanowiłem zanieść już część kuferków na maszynę. Jak zobaczyłem stan chłodnicy to się przeżegnałem – była cała zaklejona błotem. W tych temperaturach to co chwilę będzie mi się włączał wentylator, a to oznacza dodatkowe podgrzewanie gorących już „cochones”. Hotelowy woźny podaje na moją prośbę wąż z wodą. Spłukuję ten piach – no jest już w miarę OK. Oddaję wąż z podziękowaniem, a pan widząc moją niedokładność zabiera się za dalsze czyszczenie maszyny. Trzeba przyznać, że się postarał.
Ruszamy więc w trasę. Z racji upału – kolejny dzień „na zdrapkę”.
Na wylocie z Durres tankujemy za resztę albańskiej gotówki i mamy prawie cały zbiornik paliwa. Możemy ruszać dalej. Słońce coraz śmielej przebija się zza chmur.
Dojeżdżamy do Szkodry – przed nami wyrasta olbrzymia twierdza. To Twierdza Rozafa.
Według legendy nazwa twierdzy pochodzi od imienia kobiety – Rosaphy (Rozafy), którą żywcem zamurowano w murach zamku, aby jego mury nie zawaliły się po raz kolejny.
Zamek wznosi się na skalistej górze, na południe od Szkodry, otoczony rzekami Buna i Drin. W przeszłości otoczony terenami podmokłymi, z własnym ujęciem wody był niezwykle trudny do zdobycia. Z uwagi na swoje strategiczne położenie wzgórze, na którym zbudowano zamek było zamieszkane od czasów antycznych. Na wzgórzu miała znajdować się twierdza iliryjska, opanowana przez Rzymian w 167 p.n.e. Zamek, który przetrwał do dnia dzisiejszego, pochodzi z czasów dominacji weneckiej. Po przejęciu Rozafat w 1396 Wenecjanie dokonali jego przebudowy i umocnienia. W historii Albanii znany jest przede wszystkim z heroicznej obrony przeciwko Turkom osmańskim w czasie bitwy o Szkodrę 1478-1479. Był także oblegany przez wojska czarnogórskie w czasie I wojny bałkańskiej. 7 kwietnia 1939 w czasie włoskiej inwazji na Albanię dwóch oficerów albańskich ostrzeliwało z zamku oddziały włoskie, dopóki nie skończyła im się amunicja. Zamek zachował się w dobrym stanie i jest udostępniony do zwiedzania. Łączna długość murów przekracza 600 m, otaczają one obszar o powierzchni 9 ha. Wstęp kosztował nas 3€. Z racji niemiłosiernych temperatur zwiedzamy go „na szybko”.
Już z parkingu mamy piękne widoki na Jezioro Szkoderskie, które wygląda jak morze.
Gdy ja wspinałem się na mury, Ania cierpliwie czekała na dole. W pewnym momencie zaczęła coś krzyczeć. Podchodzę bliżej i słyszę, że coś tam łazi, chyba szczury… za chwilę cieszy się jak dziecko. Szczurami okazały się żółwie, które żyją sobie tu na dziko. Takie znalezisko sprawiło nam wielką radość na szczęście mimo, iż żółwiki dzikie to nie uciekają i nie gryzą
Z zamku w każdym kierunku są prześliczne widoki zapierające dech w piersi. Nam doskwiera upał, jest ponad 30 stopni. Czas ruszać dalej. Po drodze do wyjścia spotykamy kolejne żółwiki.
Po kilkunastu kilometrach docieramy do granicy Albańsko – Czarnogórskiej. Kilka aut stoi w kolejce. Ustawiam się na końcu, a z boku woła mnie celnik, żebym podjechał na przejście dla pieszych. W pierwszej chwili pomyślałem, że będzie nas może dokładnie sprawdzał, ale okazało się, że mamy pierwszeństwo. Wziął nasze papiery, szybko w nie zerknął i jedziemy dalej omijając kolejkę. Brawo dla nich.
Miejsca noclegu nie mieliśmy sprecyzowanego dokładnie. Myśleliśmy o miejscowości Bar. Jadąc w jego kierunku lekko zbaczamy ku wybrzeżu (specjalnie) żeby odwiedzić miejscowość Ulcinij. To był dobry plan – osada usytuowana pomiędzy skałami nadaje temu miejscu sporo uroku.
Po napawaniu się wspaniałymi widokami ruszamy dalej w kierunku Baru. Marzymy, aby jak najszybciej schłodzić się w wodach Adriatyku.
Jakoś tak się stało, że przejechaliśmy Bar. Ale to wyszło na naszą korzyść, bo trafiliśmy do urokliwej miejscowości Sutomore. Cieszy nas ten fakt niezmiernie. Upatrzyliśmy sobie hotelik przy samej plaży. Pytamy o nocleg – jest za 50€. Troszkę nas cena zszokowała, ale trudno. Nie chce nam się szukać dalej. Ogarniamy się i lądujemy na plaży.
Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy do Sutomore, a nie do Baru bo tam po pewnym czasie nadciągnęła ulewa. Wyglądało to zjawisko dość ciekawie z pewnej odległości. U nas nie spadła ani kropla. Szykujemy się na jakiś obiadek.
Dojeżdżając do deptaka zostawiłem grata na parkingu. Doszliśmy kawałek na pieszo do knajpy. Po zajęciu miejsc i oczekiwaniu na jedzonko widzę, że motocykliści normalnie jeżdżą tutaj. Stwierdziłem, że wybiorę się te kilkaset metrów po grata i podjadę nim pod knajpę ze względu na zostawione kaski – zawsze zza gór mogła wyskoczyć deszczowa chmura i powódź w kaskach murowana.
Okazło się, że knajpa jest „BIKER FRIENDLY” i z marszu otrzymaliśmy 5% rabatu na zamówienie. Co najlepsze – nawet piwko było wlane z dodatkiem ponad kreseczkę
Objedzeni do syta wracamy znów na plażę i wskakujemy do wody. Ewenementem są tu małe rybki, które gryzą po nogach. Dziwne uczucie jak coś co chwilę Cię szczypie, a w niektórych miejscach pokazują się kropelki krwi. Trzeba szybko ruszać nogami, to nie podpływają.
Czas jeszcze na jakieś zakupy z zaopatrzeniem na wieczorne posiedzenie na tarasie
Podjeżdżam na stację celem uzupełnienia oktanów w FJR i okazuje się, że w zeszłym roku to było miejsce, w które się zapuściliśmy najdalej w głąb Bałkan. Czyli można powiedzieć, że udało nam się zamknąć półwysep. Tankuję 98 do pełna. Yamaha na tej benzynie jakoś lepiej chodzi. Może te wczorajsze rzężenie to było spalanie stukowe spowodowane zbyt małą ilością oktanów? Tak to sobie tłumaczę. Jednak mamy innego małego zonka – zapala się lampka z dżinem czyli tzw OLEJ. Hmm… dziwne. W okienku prawie połowa. Gaszę ją i odpalam znów – nic się nie świeci. Po zakupach wracamy do hotelu.
Niebo prawie bezchmurne. Życie jest piękne!!
Pełnia księżyca rozświetlała wszystko dookoła, więc wybieramy się jeszcze raz na spacerek. Szkoda tracić czas na siedzenie na tarasie
Nocleg: Hotel *** Vila Barcelona, koszt 50€ ze śniadaniami
Trasa: https://goo.gl/maps/3HwEGjC3Z2D2
Offline
też nie widzę
Offline
Faktycznie coś nie zagrało i jak byłem wylogowany z Google to też nie widziałem zdjeć. Naprawiłem to na szczęście i mam nadzieję, że już jest wszystko OK
Offline
Dalej nie jest OK Przynajmniej u mnie.
Offline
Ja po wylogowaniu się z konta Google wcześniej też nie widzialem tych zdjęć, po poprawce już były widoczne. Dziwne, bo robiłem zawsze tak samo. Chyba, że Google ma jakieś limity albo cus...
Offline
Test wypadł pomyślnie
Offline
To git
Wrócę do chaty i się tym zajmę. Teraz śmigam na moto
Offline
Wtorek, 13 września, DZIEŃ JEDENASTY
Dziś dzień bez motocykla. Leniuchujemy na maxa – taki jest plan. Budzę się przed godziną 5 rano. Jest bardzo ciepło. Wychodzę na taras. Sutomore przed wschodem słońca prezentuje się zacnie.
Położyłem się spać, ale chwilę po 6 znów obudził mnie upał. Włączam klimę i znów wyglądam na taras – nadal ciekawie i spokojnie.
No i o 8 właściwa pobudka. Też zrobiłem zdjęcie, żebyście mieli porównanie.
Niebo jest bezchmurne. Więc szybki kierunek na dół do restauracji celem skonsumowania śniadania.
Chwilę po 9 siedzimy we wodzie. Ahh jak wspaniale. Tylko te rybki podgryzające czasami wnerwiają.
Pod samą plażę podpływa stareteczek wycieczkowy. Reklamują się, że za 10€ od osoby oferują całodniową wycieczkę po najlepszych plażach Czarnogóry. Hmm… szybko podejmujemy decyzję, że zostajemy jeden dzień dłużej i w dniu jutrzejszym wybieramy się na rejs statkiem.
Z racji mega upałów uzupełniam płyny bardzo sukcesywnie. I w każdym możliwym wolnym momencie. Dzisiaj dzień browara w końcu są wakacje, a dzisiaj motocykla nie ruszam.
Nurkuje się super. Nagrywam sobie filmiki pod wodą. Te rybki podpływają i w ogóle się nie boją. Krystalicznie czysta woda w połączeniu z tym wszystkim daje efekt jak byśmy byli w mega wielkim basenie.
Ani przeważnie woli wylegiwać się na słońcu, jednak w Sutomore zdecydowanie bardziej woli pluskać się we wodzie. Nawet podobają jej się te podgryzające rybki
Oczywiście podczas rozmowy na plaży słyszymy polski język. Zagaduje do mnie gość w wieku około 35 lat. Uwielbia Bałkany i często tu wraca. Zna dobrze język serbski co mu zawsze pomaga. Do Czarnogóry przyjechali pociągiem. Dwudniowa podróż wyniosła ich 200zł w jedną stronę. Natomiast nocleg mają 500m od morza. Apartament z klimą i kuchnią kosztuje ich aż… 6€ można więc znaleźć tanio jak się chce.
Po kilku godzinach w wodzie jesteśmy odmoczeni na maxa. Czas się posilić.
Dzisiaj kuchnia regionalna – crnogorski kotlet. Słowo „kotlet” podoba mi się. Zamawiam. Okazuje się, że jest to schabowy z szynką w środku (jakaś ich regionalna) polane to jest jakimś kremem i chyba kozim serem. Dodatkowo frytki. Mnie smakuje wyśmienicie. Warto było zaryzykować.
Zachodzi słońce, a my wybieramy się na spacerek
Dość głośna klubowa muzyka zwabia nas do Cocktail Baru. Czas zaserwować sobie jakieś mocniejsze alkohole.
Po skonsumowaniu kilku ciekawych napojów ruszamy na dalsze spacerowanie. Bezchmurne niebo sprzyja.
Na koniec lądujemy na naszym tarasie. Jutro wcześniejsza pobudka i konieczność zjedzenia śniadania we własnym zakresie, bo o 8:30 musimy być w porcie.
Offline